niedziela, 30 grudnia 2012

MitsuBYC CZY NIE mitsuBYC? oto jest pytanie

Zastanawia mnie dlaczego w różnych motoryzacyjnych porównaniach prawie w ogóle nie występują "miśki". Nie są nawet zbyt częstymi gośćmi w programach typu "Zakup kontrolowany". Dlaczego? Nie są samochodami godnymi polecenia czy są klasą samą dla siebie i nie można ich stawiać obok takich samochodów jak Opel, Ford czy Toyota?
Obecna oferta Mitsubishi na samochody nowe jest moim zdaniem dość uboga. Mamy raptem Colta(samochód miejski), ASX("mini" SUV, Crossover), Lancera(kompakt), Outlandera(SUV), Pajero(terenówka) i L200(Pick Up), który bardziej jest liczony jako ciężarówka niż samochód osobowy. Nie wymieniam już odmian bo to wciąż te same modele. Na naszym rynku obecnie nie ma żadnej limuzyny klasy średniej, która mogła by konkurować np z Fordem Mondeo, Oplem Vectrą etc.-szkoda. Nie na żadnego kombiaka dla rodziny. Fakt można powiedzieć że jest ASX i Outlander ale nie każdemu podobają się samochody "terenowo-podobne". Mi osobiście ASX się w ogóle nie podoba natomiast Outlander jest za drogi. Osiągalna dla mnie była by I generacja, która psuje całokształt, jak dla mnie, tandetnym wnętrzem. Colt odpada bo za mały. Lancer z tego samego powodu(głównie z powodu pojemności bagażnika), "Ciężarówka" L200 i terenowe Pajero spali mi ogromne ilości paliwa na trasie wiec tez odpadają.
Cóż, czas popatrzeć w starsze egzemplarze: Moim wymaganiom odpowiadają dwa modele: Lancer Sport Kombi i Galant model EA0 czyli ostatni puszczony na Europę. 
Co jest nie tak w Lancerze? Silnik. 4G63-miałem go w Galancie. Co prawda 2 litry. Co prawda 136 koni. Niby dużo ale jakoś w ciężkim Galancie nie robił wrażenia. Rozmawiałem ze znajomym, który właśnie takiego Lancerka ma. W sedanie a nie w kombi ale juz w sedanie szału nie ma z tym silnikiem. Obecnie SWAPuje jednostkę 6A13 z Gala (pozdro. Misiek;) ). 
Co jest nie tak w Galu? Szczerze to trochę się zraziłem do tego samochodu. Miałem mnóstwo problemów z moim Galem i nie chce zeby to się powtórzyło. Wpakowałem w niego kupę kasy a i tak nie było zrobione wszystko. No i to przestarzałe wnętrze...Wieje od niego latami 90. ubiegłego wieku. Ok, ok, wtedy był projektowany, rozumiem ale są samochody z tamtego okresu które mają nowocześniej wyglądające wnętrza(np. taka Honda Accord, czy chociażby Audi A6 pierwszej generacji).
Tak wiec co kupić po Cari, która nadal służy ale jednak kilometry lecą a nie chce ładować znowu kupy kasy w samochód a później go sprzedać. Obecnie zbliża się do 13 lat i 325 000km. 
Jakie są alternatywy? Wspomniany Opel Vectra, który też ma swoje "dziwne zagrania", Ford Mondeo, który także może sie okazać skarbonką bez dna.
Ciekawa jest dla mnie Toyota Corolla [E12] D4D. Ale czy nie bedzie za mała? Jest przecież sporo mniejsza od Cari. Avensis? II generacja spoko ale ciekawsze wersje i egzemplarze cenowo wykraczają poza mój limit. I generacja ma problem z wnętrzem jak w Galant. Mazda 6 ma jakieś takie plastikowe i "tanie" wnętrze. 
Co się tak tego wnętrza uczepiłem? Bo to z tej perspektywy będę oglądał samochód najczęściej:)
Tak więc nasuwa się pytanie: Co kupić? MitsuBYĆ CZY NIE mitsuBYĆ?

czwartek, 7 czerwca 2012

Pierwsze kilometry nowym GDI

Pokonane zostaly juz pierwsze kilka...tysięcy kilometrów. Samochód kupiłem z przebiegiem 303 700 a obecnie ma juz przejechane ponad 306 000. Dużo? może ale na Cari to nie robi wrażenia. Silnik nadal pracuje równo i cicho choć zdarzy się ze zardżą obroty na kilka sekund. Fajnie i płynnie się wkręca na obroty, skrzynia pracuje precyzyjnie, jedynie przy dynamicznej jeździe, a raczej rozpędzaniu przy zmianie przy 5000-6000obr/min z 3ki na 5ke czasem słychać króciutki skrzyp(z 4ki na 5ke nic nie slychac). Co mi ostatnio jeszcze podpadło to przy prędkości około 135km/h na 5tym biegu czuć jakby...szarpanie. Bardzo delikatne i tylko przy tej jednej prędkości. Wystarczy leciutko dodać lub odjąć gazu i "problem" znika.
To w zasadzie tyle "wad" które udalo mi sie wypatrzec podczas pokonywania kolejnych kilometrów. Oczywiście jest do zrobienia jeszcze kosmetyka no ale z załozenia mialo byc to auto do dojazdu do pracy wiec ważniejszy byl dla mnie stan techniczny.
Co do zalet, to jedna niewatpliwą i najwiekszą jest to że...auto na jednym baku przejedzie 1000km:) średnie spalanie na trasie
(tu mapka mojej trasy)
 Płock(mazowsze, Polska)-Bodenkirchen(bawaria, Niemcy) wyniosło 6.1l/100km wg wskazań komputera. Komp nie mógł się o wiele mylić bo przejechalem 982km i dopiero zapaliła się kontrolka rezerwy a nastepnie jeszcze z 30km miałem do stacji paliw. Jadąc dziś w nocy spowrotem, jechałem bardziej agresywnie i z wiekszymi prędkościami, komp pokazał 6.3l/100km a rezerwa zapaliła sie przy przebiegu 956km.
Jadąc do niemiec starałem się zeby jak najcześciej świeciła sie ikonka "GDI ECO" choc nie jechałem tak zeby za wszelka cenę się świeciła. Przyspieszałem normalnie a podczas jazdy na autostradach pod górę starałem się utrzymywac prędkość(wtedy np ECO się nie świeciło). Prędkości po autostradach w granicach 140-150km/h(chyba ze byly ograniczenia) a pozostałe drogi masz 10km/h powyzej dozwolonej prędkości. Czasem była włączona klima ale nie bylo potrzeby zeby leciala cały czas.
Plany na przyszlość? Wymiana reflektorów na poliftowe(z czarnym wnętrzem) gdyz i tak jeden mam nowszy a drugi starszy i wicac bardzo różnicę a te czarne mi sie bardziej podobają:) Musze tez wymienić jeden halogen gdyz brakuje w nim zewnętrznego szkła i w obudowie halogena zbiera się brud. Może kiedyś pomalowanie auta ale raczej bedzie zmiana na cos innego bo nie zwrócą mi się koszty.
 To narazie tyle:) zobaczymy co bedzie dalej ale jestem dobrej mysli:) we wtorek kolejna podróż:)

niedziela, 20 maja 2012

Powrót do korzeni-serce czy rozum?

Serce:) jednak ono przesadziło o tym zeby nadal zostać przy Mitsu. Tak tak, po galancie znowu Mitsubishi i znowu...Carisma a na dodatek znowu GDI. Z ta różnicą ze teraz mam Carismę po lifcie. Rok 2000 przebieg...spory:) ale za to samochód technicznie naprawdę świetnie utrzymany. Silnik chodzi cichutko, nie klekocze, obroty nie falują. Zawieszenie takze nie wydaje zadnych dźwięków. Pokusił bym sie nawet do porównania stanu mechanicznego to kilkuletniego Chevroleta mojego ojca który ma przejechany z 6 razy mniej km a na dodatek jest z chyba 5 lat młodszy. Nie przeszkadza nawet spalanie choć pierwsza wizita na stacji benzynowej szarpnęła po kieszeni:) Raz do pełna i ponad 350zł w baku. Koleś na stacji nawet nie zapytał czy chcę fakture tylko do razu o NIP poprosił. Naprawdę w dzisiejszych czasach nikt do pełna nie leje?
Zmylić go mogła co prawda kratka, bo samochód jest poflotowy(stąd spory przebieh) ale baaardzo zadbany. Do końca 2010 roku serwisowany w ASO Mitsubishi w Plocku. Po za przebiegiem ma wgniotkę na dachu(wygląda jak by ktoś po min przeszedł albo coś spadło na dach.) Stąd pewnie tez wymieniona przednia szybka. Przednie nadkola w oryginalnym kolorze(śrubki są nie ruszone) maska posiada kilka odpruskow z kamieni, tak samo jak przedni zderzak. Wewnatrz ktos kiedyś musial zamontować uchwyt na telefon a później za mocno szarpnąć i jest nieco peknięta konsola środkowa. na szczeście da się ja wymienic bez konieczności wymiany całej deski:) Radio oryginalne-kaseciak. Cóż...przynajmniej mozna się "bawic" komputerem który jest połoczony z radiem i wielkim wyświetlaczem(Galanty tego nie mają;) ).
Najciekawszą rzeczą jest spalanie. Na trasie przy prędkości okolo 80km/h spalanie wynioslo...4,6l/100km:) czyli cena za 100km to raptem 27zł. Po miescie spalanie wynosi 9,5l/100km czyli 55zl na 100km. Galant palił wiecej. mimo ze na LPG to pożerał ogromne ilości paliwa wiec mimo wszystko Carisma jest oszczędniejsza od mojego Galanta. Pierwsze 150km pokonane bez zadnego problemu. Jutro trasa 1000km do naszych zachodnich sąsiadów. Zobaczymy jak się bedzie sprawował:)
A i jeszcze krótko na temat wyposażenia. Jest to wersja Comfort. Na wyposażeniu klima ręczna, el szyby przód, el. i podgrzewane lusterka, ABS, halogeny przednie:)
Co mi się nie podoba to kolorystyka: ciemnozielone nadwozie z granatowym wnętrzem...japońce musieli miec naprawde dobre narkotyki ze takie cos wymyslili no ale za taką cenę nie bede narzekać. Zwłaszcza zważając ze samochód został kupiony głownie po to zeby jeździć do pracy.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Brak slów...

Jak to mozliwe zeby było tak trudno prace dostać? Znam b.dobrze dwa jezyki obce(niemiecki i angielski) oraz podstawy trzeciego(holenderski). Pracowalem zarówno jako pracownik umysłowy co fizyczny. Mam doświadczenie w pracach biurowych(min jako zastępca kierownika, a raczej jego prawa ręka), do tego znam rysunek techniczny, mam doświadczenie w pracy na magazynie, nie nadużywam alkoholu, jestem punktualny...Do tego potrafię spawać zarowno elektordą jak i MAGiem i TIGiem(jednym lepiej innym gorzej ale umiem;]) do tego cięcie palkinikem acetylenowo-tlenowym. Potrafię podzielic prace miedzy ludzi których dostaję-niekt nie zapie...nicza a kierownictwo jest zadowolone z postępów. Szybko odnajduje się w nowej sytuacji, mam prawo jazdy. Znam sie nieco na budowie dróg, wiaduktów i tego typu rzeczy. Nie mam lęku wysokosci. Pracowałem zarówno jako dekarz, ślusarz, spawacz, kontroler jakości, tłumacz, ogrodnik, kierowca, budowlaniec jak i...wiele innych rzeczy. Ba! nawet okna i drzwi wstawialem...
i co? No nie ma pracy... Dziękuje Ci Polsko za stwarzanie mozliwości.

PS wiekszość doświadczenia uzyskalem pracując za granicą bo w mojej Ojczyźnie nie ma na to możliwości wiec jeszcze raz powiem- DZIĘKUJE CI POLSKO!

piątek, 20 kwietnia 2012

WANTED - poszukiwany/ poszukiwana

Cóż niestety doszlo do tego ze trzeba było sprzedać Galanta. Nie tyle ze chciałem ale musiałem bo sytuacja finansowa rodziny stawała się coraz bardziej niepokojąca a pracy nie było widac.
Jedynym plusem sutyacji jest to ze wyszedłem chwilowo na prostą i troszkę mi jeszcze zostało w zapasie.

Ale cala sytuacja ma tez inna pozytywna, ekscytującą stronę. Mianowicie czas rozglądać się za następca za EA0. Mam kilka faworytów w ramach cenowych na jakie mnie bedzie stac. Szukam czegos w granicach 7 000zł. Musi to bys samochód takiej wielkosci zeby pomieścił moja rodzinkę. Wiec w grę wchodzą kombiaki ewentualnie liftbacki. Hatchbacki odpadaja z powodu baardzo ograniczonego bagaznika, do którego muszą zapakować wózeczek dla małego i do tego jakieś torby w razie wyjazdu do mojej rodziny na sląsk. Sedany czy jak kto woli limyzyny odpadają ze względu na niepraktyczność przy zaladunku. Zdaje sobie oczywiście sprawę z tego ze za taka kwote nic "porzadnego" nie kupię no ale jakoś trzeba połaczyć koniecznośc posiadania samochodu i pomieszczenia wszystkiego i wszystkich.
Oczywiście Galant tez jest jednym z potencjalnych kandydatów. Jego wadą jest to że Galanta juz miałem, co prawda dwu-litrowego a nie V-kę, ale jestem ciekaw tez innych samochodów. Kolejna wada-cena. Za taką kwote bedzie naprawdę trudno kupic gala w stanie do jazdy przez pół polski wiec nie wiem czy ma sens pakowac się znowu do tej samej rzeki.
Innym kandydatem jest Opel Vectra B po lifcie. W cenie jaka mogę wydac na auto jest dośc wielki wybór. Kolejna zaleta to ze czesci sa tanie, jeździ ich trochę po ulicach a konsrukcja silnika nie jest jakos strasznie nowoczesna. Wadami sa typowe dla opla bolączki-zawieszenie i rdza. Mimo to uważam ze to ciekawa propozycja.
Następne auto jakie mnie interesuje to peugeot 406 po lifcie. Samochód przedni pas ma w stylu galanta to jest niewątpliwie jego wielka zaleta, przynajmniej jak dla mnie. Wnętrze ma duzo nowszy dizajn w porównaniu z Galem(przynajmniej takie jest moje subiektywne odczucie). Samochód ogólnie chwalony, nie występuja w nim jakies powazniejsze usterki. Oczywiście jak kazdy samochód ma swoje wady. Głowna to chyba taka ze jest to samochod na "F" (Fiat, Ford i Francuskie;) ). Ja jednak z dystansem podchodze do tego typu stereotypów. Mówi się że japońskie samochody sa bezawaryjne a jak sie sam przekonalem na podstawie mojego Gala wcale tak nie jest. Oczywiście wiele do rzeczy ma sposób uzytkowania no ale tak mozna kazdy samochod zajeździć. Może miałem pecha? Nie wiem. Faktem jest ze japońce tez się psuja wiec dlaczego do cholery francuzy, fiaty i fordy by nie mogly? Wracając do Peugeota. Za taka cene można juz cos znaleść. I opinie zarówno uzytkowników jak i wyniki testów redakcyjnych są raczej pozytywne. Co prawda stan nie powala na kolana ale tak jak juz pisałem zdaję sobie z tego sprawę.
Bedąc juz przy "F-amochodach" rozważam też zakup Fiata Marea Weekend. Tak wiem i jestem pełni świadom ze to fiat:) ale podobnie jak 406tka samochód dość dobrze znosi uplyw czasu i nadal może się podobac. Kilku moich znajomych ma ten model(mówię tutaj o wszystich pochodnych marei czyli równiez o bravo i brava) i jakoś nikt nie narzeka. Jeden znajomy nawet bravem JTD śmiga do austrii co tydzień wiec robi około 1500km tygodniowo. Jak za taka cene mozna zlapac cos nawet fajnie wyposazonego. Samochód jest wygodny i także dość rzadki na polskich drogach.
Ostatnim samochodem na F jest Ford Focus MK1. Wprawdzie w takiej cenie jest mały wybor ale ze to samochód ciekawy jak dla mnie. Swego czasu zbierał wiele pochwał, zdobył nawet tytuł samochodu roku. Występujace usterki mozna w miare tanio naprawić a  dostęp czesci zamiennych jest praktycznie nieograniczony. Ciekawa propozycja wg mnie.
Na koniec powrócę do samochodów japońskich. Pewien ktos polecił mi Nissana Primere modele P10/P11. Samochód trafiający w pełni w mój motoryzacyjny gust jeśli chodzi o dizajn zewnętrzny. Nie wiem dlaczego ale podobaja mi sie japońce z lat 90tych:) gorzej z wnętrzem. Tu wolal bym zeby wyglądało nieco bardziej nowoczesnie(do samo dotyczy galanta po lifcie) no ale cóż. Trzeba sie liczyć z tym ze, tak jak pisalem, to lata 90 a wtedy taka byla moda:) Zaleta nissana jest też łańcuszek w silniku wiec jednostka nie do zdarcia. No i ceny. W miare przystępne. Wada natomiast jest tył wersji kombi-okropny dlatego jesli promera to tylko liftback!
A i jeszcze jedno mi sie przypomnialo-Volvo V40. Cenowo mieszczące się jak najbardziej w budżecie. Wyposazenie przyzwoite i skandynawskie wnętrze które tez nie wpada w mój gust idealnie ale jako ze jestem człowiekiem oryginalnym i indywidualistą, prezentuje się co najmniej ciekawie i nietuzinkowo.

Co sadzicie o moich propozycjach? Moze ktoś ma jeszcze jakies ciekawe propozycje? Moje wymagania to glównie miejsce na 2 dorosłych +mały dzieciak z wózeczkiem i innymi akcesoriami, cena do około 7000PLN, klima(niekoniecznie automatyczna ale zeby mozna bylo schłopdzić samochód w czasie dłuższych podróży z dzieciakiem) no i zeby nie było królem awaryjności:). Mniej wazne kryteria to rocznik najlepiej 97<, może być LPG ale nie jest to strasznie konieczne bo i tak glównie po miescie jeżdże. To chyba tyle. Jak mi sie coś przypomni to napisze/dopiszę.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Rodzinna podróż przez pół Polski

Tak wiec po długiej nieobecności, spowodowanej poszukiwaniem pracy i totalnym brakiem głowy do pisania powracam. Choć pracy, oficjalnie, nadal nie ma ale powoli się zaczyna coś dziać i jest plan rezerwowy, który koi moje nadszarpane nerwy. Sytuacja powoli była na tyle krytyczna że nosiłem się z myślą sprzedania Gala. Tak tez by sie pewnie stało gdybym dostał propozycję zgodną z moimi oczekiwaniami. Ale zamiana na Merca E200 z LPG w stanie bardzo budzącym niechęć do sprzedającego czy na Forda Probe z 94 roku, który ma się nijak do mojej sytuacji rodzinnej(czyt. miejsce dla małego, głównie chodzi o bagażnik), skutecznie odpędziła mnie od tych nieczystych myśli. Licytacja doszła do ceny około 3000zł wiec to też za mało. Po aukcji zgłosił się koleś, który powiedział że ma do wydania 6-6,5 kPLNów i chce za to kupić gala w stanie, do którego by nie musiał nic włożyć. Wyjaśniłem mu ze za taką cenę nie znajdzie samochodu spełniającego jego oczekiwania, bo nawet za niemca musiałby dołożyć cale tzw. koszty rejestracji. Transakcja nie doszła do skutku. Ale poleciłem się jak by jednak się zdecydował, niekoniecznie jako na sprzedającego ale również jako doradcy w kwestii galanta. Tak więc samochód zostaje. Po świętach dostał porządną porcję polerowania i woskowania. Efekt jest na tyle zadowalający ze nawet po kilku deszczowych nocach cały bród sobie spływa z lakieru:) zostają tylko ślady na dachu ale taki to już urok prostego dachu...
To tyle wstępu. Przechodzimy do właściwego tematu-podróży Mazowsze(Płock)-Śląsk(Racibórz). Moja mama zaprosiła nas na święta wiec z powodu braku zajęcia (brak pracy) pojechaliśmy już tydzień przed świętami. Już zanim wyjechaliśmy z Płocka, kolejny raz bardzo pokochałem EA2W. Tak mówię o bagażniku. Ja i moja Ewelina zapakowaliśmy się do jednej torby średniej wielkości. Najmniejszy pasażer, czyli 5-cio miesięczny Dominik potrzebował nieco więcej miejsca. Wózeczek(uniwersalny dół+gondola) dość pokaźnych rozmiarów, który dostaliśmy za free od ludzi z Holandii (Holendrów, nie Polaków), wiec nie ma co wybrzydzać, do tego łóżeczko(turystyczne, z powodu tego, że wiedzieliśmy z Eve, że będziemy podróżować), materac i  wielka torba typu "Auchan" z zabawkami, matami i innymi rzeczami rozrywkowymi dla małego. Do tego jedna torba z ubrankami, półtorej paczki pieluszek i jedna torba z kosmetykami lekami, butelkami i jedzeniem-to tez wszystko dla Dominika. Dodatkowo dodam ze mam LPG więc jeszcze opona(która stoi na pionowo za lewym nadkolem). Bagażnik wyładowany po dach ale nic nie trzeba było wkładać do samochodu (przedział pasażerki).
Poniedziałek, 2 kwietnia, mały robi pobudkę o 6 rano, jak uroczo:) No nic, spakowane dzień wcześniej torby zanosimy do samochodu. Cześć już poprzedniego wieczora zapakowałem, żeby nie robić rano 15 kursów 2-gie piętro-samochód. Jemy śniadanie, zwijamy łóżeczko, kawka, myjemy naczynia i klucz w drzwiach się obraca. Małego pakuję na tylne siedzenie, po stronie pasażera, gdyż tak wygodniej dla Eweliny. Ona sama siada za mną. Zrobiliśmy może 7-8km miastem i Dominik zasypia. Obudził się dopiero za Łodzią czyli jakieś 120km dalej. Robimy więc przerwę na toaletę i papieroska. Trochę nogi rozprostować i jedziemy dalej. Następny przystanek kilkadziesiąt km dalej za odcinkiem A1 na Statoil'u. Dolewanie gazu, toaleta, przewijanie małego i dalej w drogę. Kolejna pobudka przed Częstochową, kolejne 160km zleciały. Mały cały czas śpi albo patrzy przez okno. Dojeżdżamy do Raciborza, Dominik znowu domaga się jedzenia. Ostatnia przerwa jakieś 25km od rodzinnego domu. Cała podroż, około 410km, trwała coś ponad 6h. Długo gdyż zwykle udaje mi się zmieścić w 5h no ale tym razem jechałem powoli, tzn do 110km/h no i były przerwy spowodowane siłą wyższą.
Dobre jest to, że synek śpi w samochodzie i nie marudzi bez powodu.
Powrót był już o wiele gorszy. Nie dość, że kilka dni przed powrotem do Płocka zaczął się budzić o 3 w nocy z ochotą do zabawy to w czasie podróży powrotnej też nie był zbyt chętny na sen. Z całej drogi do domu przespał może ze 120km. Wróciliśmy do domu 10 kwietnia.
Co mnie bardzo zaskoczyło? Spalanie:) udało mi się zejść poniżej 10l LPG/100km. I wcale nie wlokłem sie za jakimś tirem. Co prawda większość trasy była pokonywana za miastem ale myślę że jakieś 20% to teren zabudowany. Do tego dochodzi fakt, ze na DK1 występują światła, na których trzeba się zatrzymywać(a później znowu rozpędzać) i wioski, w których obowiązują ograniczenia prędkości(sporo radarów oraz częste wizyty suszarkowych misiaków ), po których też się trzeba rozpędzać. No i jeszcze najgorsza przeszkoda na całej trasie czyli Łódź, która bardzo często jest zakorkowana, może nie tak jak stolica ale jednak często się stoi. Do tego dochodzi fakt ze klima była włączona gdyż słoneczko skutecznie nagrzewało wnętrze. 2 i 1/2 osoby + cały bagażnik ekwipunku też raczej nie można uznać za argument sprzyjający spalaniu. Dodatkowo dowiedziałem się, że moja sonda lambda działa baaaaaardzo powoli. Cóż, przynajmniej wiem co jest powodem nadmiernego apetytu na paliwo.

wtorek, 14 lutego 2012

Bezawaryjny japończyk

Ta...akurat bezawaryjny. Gazu się nie mogę czepiac już bo to odzielny temat i nie ma z nim nic wspólnego samochód. No bo to nie Mitsubishi i panowie z Azji go montowali do mojego Galanta. Ale po drodze do dzisiejszego dnia niejedno w samochodzie odmówiło posłuszeństwa.
I tak, jak już wiecie z postu o LPG padl wtryskiwacz. Po jego naprawie następnego dnia podjechalem pod bankomat. Wbijam do 1-ki, zaciagam ręczny gasze silnik. wychodze wybieram pieniązki wracam do samochodu. Naciskam sprzegło i drazek posuwam do tyłu tak aby wrzucić wsteczny. Jakiez było moje zdziwnienie kiedy drązek bo naprawde delikatnym pchnięciu go do tyłu znalazl się na pozycji 2-ki. Nie można go poruszyć ani do przodu ani do tyłu ani w bok. Od razu miałem w głowie czarny scenariusz ze to coś ze skrzynią. Jeszcze na parkingu przed bankiem zdjąlem gałkę i mieszek zmiany biegów zeby obejżeć czy czasem nie pękł plaskit na którym zamocowana jest końcowka drążka zmiany biegów. Kiedyś stalo mi sie takie coś jak jeżdziłem jeszcze z pizzą w firmowym samochodzie(opel combo z przebiegiem okolo 3 000 000km;) na taki przebieg wskazywal stan samochodu). No ale nic. Plastik w całości. Samochód ciagle w biegu, na sprzegło nie reaguje. Cóz było robić wsteczny-nożny na zgaszonym silniku pchaż z zewnątrz nie dało rady bo musiało być ciagle wciśnięte sprzęglo. Nie, nie bylo łatwo wypchać go za pomoca jednej nogi i to jeszcze pod delikatną górkę:) Do domu dojechalem na jedynym biegu jaki był wbity-1ka. Na szczeście do domu miałem tylko jakieś 1500m wiec całą droge pokonałem dość wysokoobrotowo:) Odstawiłem samochód pod mieszkanie i od razu napisalem na forum o moim problemie. Ktoś napisał że może to być sparciała guma na łączeniu od cięgien lewarka do skrzyni biegów. Inne opcje to: urwane cięgno, cos leży na cięgnie albo spadlo ono z prowadnic i gdzies sie przycięlo. Rano zaglądam pod maskę i faktycznie-pierwsza opcja, gumy popusciły. Kiedy je ręcznie włożyłem na miejsce to i drążek zmiany biegów powrócił na pozycję 1. Miałem nadzieje że uda mi się na takim rozwiązaniu zajechac do mechanika ale nic z tego. Jak tylko poruszyłem lewarek żeby zmienić bieg sytuacja z poprzedniego wieczora się powtórzyla. Co robić? Najprościej załozyć gumkę recepturkę:) wiadomo że długo nie wytrzyma ale kilka km da rade przejechac. Tak zrobiłem i pojechalem do mechanika. Jeden mowi ze może to zrobić w piątek bo ma dużo samochodów(był wtorek), pojechałem do drugiego, wytlumaczyłem wszystko. Powiedzial że nie wie o co chodzi. To mu powiedziałem że bym sobie to i sam zrobil jak bym miał spawarkę. Koleś dał mi spawarkę i powiedzial że moge robic. Po co spawarka? bo można cięgna i mocowania na skrzyni zespawac na stale i wtedy już nigdy nie puszczą. Co prawda przy wymianie skrzyni trzeba będzie pociąć te dwa spawy ale po odkręceniu filtra powietrza wraz z obudową jest całkiem dobry dostęp (przynajmniej w silniku 2.0). Calośc pracy(odkręcenie filtra, spawanie i przykręcenie filtra) zajęła mi może 30 minut i zapłaciłem 10zł za uzywanie spawarki.
Kolejna mało przyjemna sytuacja miala miejsce juz w holandii. Jechałem akurat zatankowac sobie LPG gdy nagle samochód zgasl. Paliwo jeszcze było. rozrusznik krecil ale samochod nie odpalał. Oczywiście znowu pchanie. Na szczeście był ze mna znajomy ktory mi pomógł. Zaprowadziliśmy samochod na najbliższy parking bo do domu mieliśmy z 4-5km. Zdziwiony byłem tym ze taki wielki i cięzki samochód na dość szerokich oponach (p./t. 205/215) dał się dosyć latwo pchać. Probowałem dolać benzyny, odpalac na kable ale nic nie pomagało. Krecił ale nie odpalał. Wyjałem nawet pompke paliwa i sprawdzałem czy działa i jest drożna. Wszystko na nic. Samochód na hol i do mechanika. Okazało sie że to cos z elektryką. Wg holenderkiej faktury wymienione zostaly świece i kable, usuniete błędy z komputera oraz wymienione "zwojnice". Podejrzewam że chodzi o te czarne elementy które sa zamontowane na głowicy. Nie mam pojęcia jak to sie fachowo nazywa wiec wstawiam foto:)

Za te fachowe naprawy zakład skasował...540e. Pół mojej ostatniej wypłaty poszło na samochód znowu:/

Ostatnia przygoda powodująca unieruchomienie Galanta miała miejsce kiedy urodził mi sie mój synek-19 listopada 2011. Pojechałem do szpitala. Samochód odstawiłem na parking po kilku godzinach już go nie mozna było odpalic. Jechałem do domu taxówka. Rano nastepnego dnia kiedy pojechałem po samochód, odpalił normalnie, wieczorem znowu to samo. Trzeciego dnia, po przeszperaniu forum okazało się że mozna spróbowac odpalić samochód awaryjnie na gazie. Udało się i pojechałem do domu. Póżniej wszystko było ok przez kilka dni aż do pewnego ranka kiedy był lekki mróz. Było za zimno aby silnik odpalił bezpośrednio na gazie. Umowiłem sie z mechanikiem. Sprawdził co i jak i okazało się ze padła pompka i filtr paliwa. Wymiana 300pln.

Wiem że samochod ma 15lat i 200 000km przebiegu ale jak na samochód japoński to sporo się w nim psuło. I to wszystko w niecałe pół roku bo galanta kupiłem pod koniec lipca... Niestety to nie wszystko co trzeba wymienic żeby byl w stanie idealnym technicznie:)



piątek, 10 lutego 2012

Kai tekst-czyli co piszą niemcy o zlocie. Całe kompletne tłumaczenie


 W drodze powrotnej do zlotu trafilem na polska kolumnę diamentów, która przyozdobiona choragiewkami i światłem promieniała podobnie jak nasza na Elbetreffen. juz wczesnie rano zdecydowalem ze nie pojadę razem z nimi a zamiast tego porobić kolejne zdjęcia na miejscu oraz nawiazać kilka kontaktów ze stacjonujacymi na miejscu handlarzami. przy handlarzach bylem poźniej około godziny. Na miejscu bylo również rajdowe Evo z (grupy) mistrzostw europy. niestety nie było tutaj mozliwości do rozmowy gdyż na miejscu nie było zadnej osoby kontaktowej. czas wiec wykorzystalem do wyprawy fotograficznej po różnych obszarach kompleksu wypoczynkowego, który należal do ośrodka. Zlot odbył sie na terenie w pobliżu którego znajdowało się kapielisko, park linowy, wielka zjeżdżalnia oraz wiele innych możliwości rozrywkowych. Dowiedzialem sie że rodziny spedzają tutaj całe dnie. równiez tego brakuje mi na naszych spotkaniach. pamiętam jeszcze jak nasi rodzice za czasów DDRu jeździli z nami do takich ośrodków wypoczynkowych. Neuruppin-Rheinsberg, Allersdorf i inne tego typu miejsca juz nie istnieją. Dzisiaj chodzi się do sztucznych pływalni i parków rozrywki. Klasyczny ośrodek wypoczynkowy (taki jak w wawrzkowiźnie) trzeba bylo by w niemczech długo szukać. 

po 3. prysznicu i ponownej zmienie ciuchow postanowilem nie robic już za wiele tego dnia i postanowilem rozkoszować się razem z Danim siedzeniem przy samochodach i obserwowaniem podziwiających nasze auta, przechodniów. jego uchylone dzwi w stylu Lambo-Dors wywoływaly w przechodzacym tlumie taki zachwyt ze myśleliśmy sobie: Hej, czy my nie jestesmy czasem w jakiejś rownolej galaktyce? spacerowicze, rowerzyści nawet motocykliści i kierowcy samochodów prawie skręcali sobie karki podczas mijania tych drzwi, tak ze mówiłem sobie ze nie potrwa długo az cos się wydarzy. zastanawialiśmy sie nawet zeby podobnie jak na paczkach papierosów na masce Daniego nakleić napis: Uwaga, lambodorsy mogą Tobie jub osoba w twoim otoczeniu powaznie szkodzić. niestety zostalismy od tego przedsewzięcza zbyt często rozpraszani przez przechodzące piękności w bikini.  Tak wiec odpręzylismy się i powygłupialismy się nieco. przygnebiajace otrzeżwienie dla mnie: Wiem wszak ze moim prawie 12-to letnim galantem niewiele podrózuje. ale naprzeciwko VR4ki, obok dzwi Lambo Daniego i pluszaka przymocowanego do przedniego zderzaka pordzewiałego SpaceWagona 


"habe ich kein Stich gesehn mit meinem Hobel." <= tego niestety nie wiem jak przetłumaczyć gdyż napisane to jest w potocznym stylu. może chodzi o to ze nie było nic ciekawie przerobionego? 

Galant Daniego mógł miec nawet litrowy, 45-konny silnik z Polówki wsadzony w samochodzie a i tak każdy patrzył by z zachwytem jak by wlaśnie ktos na nowy odkrył rozszczepienie jadrowe. Tuning w polsce jeszcze nie jest az tak rozpowszechniony i jest w pierwszej linii (w polsce) widziany jako kwestia pieniężna.

wieczorem zostalismy ponownie zaproszenie przez Przemyslawa do Bungalow Orgów. Byl to imprezowy bungalow weekendu w kazdym tego slowa znaczeniu. Wczesniej byl pokaz ogniowy , jaki niektórzy z nas pamiętaja z Harztreffen. u polakow temat zostal jeszcze lepiej przedstawiony przez to ze w przedstawienie zostaly wplatane filmowe ikony takie jak Rocky, Blues Brothers, M. Jackson czy Beatelsi. po za tym polacy nie stosowali tylko pochodni i ognia ale na finale wystapily także pirotechniczne efekty, które spowodowaly ze publiczność - dzieki aktorom - oszalała i krzyczała. tak wiec to po Harztreffen było kolejnym Dejavu w Polsce.
Drugi wieczór skończyl sie dla mnie nieco wczesniej niż pierwszy. POstanowilem z róznych powodów spać w samochodzie. Było to chrapanie Jorga? Był to przelotny ale namietny zwiazek Boda z jedna z mlodych dam z domu Villeroy& Boch? ...-czulem sie w moim Galancie po prostu najlepiej... także dlatego ze ja tez wtedy nie musialem zwracac uwagi na nikogo i moglem urzadzac konkurs w poprawie powietrza przez spożyte polskie jedenie przeciwko moim nowym choineczkom zapachowym na lusterku. W Stiftland krople padającego deszczu pewnie długo nie dały by mi zasnąć , ale w Polsce nie poczylem(usłyszałem) z tego nic.
Spałem jak kamień z powodu zmeczenia przez pierwsze dwa dni.
Obudziłem się około 6:30 i po krótkiej porannej toalecie udałem się na śniadanie. Jaki bylem zaskoczony, nie było powtórki z wódkowego sniadania z dnia poprzedniego. Wszystko ma wiec swoje granice. Sniadanie, w trakcie którego Falko i inni doszli, trwało do 9. Później doszło jeszcze do przekazania prezentu dla Przemka w imieniu naszego Forum, który jako osoba kontaktowa (łacząca) przekazywała najświeższe informacje na forum, a na miejscu słuzył pomoca jako tłumacz i osoba pomagajaca ogranąc wszystkie extremalne sytuacje, które nas przerosly. Otrzymal on wiatrówkę MFF, DVD mitsubishi, czapeczkę Ralliart, książkę o EVO, japoński olejek zapachowy i kilka mniejszych prezentów.
Co do statystyk imprezy: szacuje liczbę samochodow na około 200. Galant równiez w polsce stanowił wiekszość w około 35% pojazdow. 
Zaskoczeniem jest to że nadal bardzo czesto wystepuja Galanty model E50. W przypadku Colta modej CA0 trzymal prym. Cząstka nowych modeli (ASX, Lancer i Outlander) wynosiła około 10% i tym samym nieco mniej niz w niemczech. Eclipse i terenówki wystepuja raczej rzadko. Najczestrzym samochodem był Galant EA0. Obraz zamykały: mała grupka Sigmy, około 8-10 samochodów i kilka samochodów egzotycznych, min. dwa 3000GT, jeden Amerykański Diamante, jeden EVO X i jeden czteronapedowy L300. Colt CJ prawie wcale juz nie wystepuje, za to bylo kilka starszych modeli lini Space z roczników około 94-96.
Szacuję że liczba kobiet na niemieckich zlotach stanowi około 35% całości tak w polsce myśle że jest nieco wyższa.
Stosunek mezczyzn do kobiet szacuje na 55:45 ale może to być spowodowane też tym ze jakos lepiej/inaczej postrzegałem kobiety w polsce.
Wyskoka liczba samochodów, Mitsumaniaki była druga najwieksza impreza jaka odwiedzilem w tym roku, jest związana z tym, że jest tylko jedno takie spotkanie w ciagu roku. Liczba ta byla by pewnie jeszcze wyższa gdyby infrastruktura drogowa byla lepiej rozwinięta a stopa bezrobocia w polsce była nizsza, gdyż forum ma okolo 19 000 zarejestrowanych uzytkowników, co zważając nawet na kasowanie nieaktywnych profili na MFF, jest znacznie wyższa liczbą niz na naszym forum. W podsumowaniu uznaje weekend jako extremalnie wartościowy. Itsniejace kontakty do naszych polskich kolegów zostały pogłębione i powstały nowe.
Prowadziłem wiele ciekawych rozmów i poznałem wielu naprawdę miłych ludzi.
Zaskoczeniem dla mnie było to jak nas traktowano, bez przerwy ktos z organizatorów byl przy nas aby zapytać czy czegoś nie potrzebujemy. Wszystkie napoje przy sklepikach zostały nam stawiane.Rozmowy z handlarzami i organizatorami były cześciowo naprawde interesujące. Flirty z polskimi kobietami, szczególnie z organizatorów byly jak przyslowiowa sól w zupie.
Mam na mysli szczególnie piatkowy wieczór kiedy dziewczyny smiały sie naprawdę bardzo duzo z nami. W miemczech pewnie został bym nie raz spoliczkowany. Tak wiec, po tym weekendzie w pamięci zatrzymam szczególnie pozytywne i otwarte spojrzenie na zycie polaków. Oni sa po prostu bardziej wyluzowani i otwarci na wszystko. Nieskomplikowani, mili... cechy charakteru których zyczyłbym sobie tutaj tez cześciej spotykać.

Około 10:30 ja i Bodo zaczęlismy sie zbierac do drogi powrotnej. Inni zostali jeszcze w polsce aby doczekac do nagrodzenia zwycięzców, gdyz reakcje widzów na nasze samochodu pozwoliły sadzic że jest szansa na jakis puchar.Także przy ocenie samochodów doznalem Dejavu, gdyż jest ono podobne jak u nas tyle że z mniejsza ilościa kategorii.
Podczas podrózy powrotnej koncentrowałem się na zrobieniu kilku zdjęć krajobrazom, w czasie kiedy Bodo bawil sie w mojego szofera. Dopiero teraz jako pasazer widziałem naprawdę polskę. Podczas dojazdu na zlot po prostu wiele przeleciało obok mnie. Wielkie zdziwienie wywołały ogromne obszary pól które było widac nikt od lat już nie uzytkował pomimo tego ze gospodarstw nie brakowalo.
Zadziwiające równiez ze nie ma prawie wcale historycznych budowli. co prawda pojawiały się tu i tam kilka kosciołów ale prawie zadnych zamków czy grodów. Za to było setki, wcale jeszcze nie starych ruin.Widzieliśmy w kazdej miejscowości przez która jechalismy surowe budynki(nie wykończone), które nie zostały dokończone, gdzie widocznie po porstu wstrzymano prace budowlane. Nieco zagubieni i zmieszani próbowalismy sobie to wytłumaczyc. Ale w polsce wiele budynków nie jest tynkowanych z zewnątrz, tak że mury z pustaków nieco nieładnie stoja w okolicy. Także to było cos czego nie rozumieliśmy. Mozna jednak w każdej wiosce zobaczyć 3 epoki budownictwa: Przedwojenne(glownie z drewna), powojenne (z widoczna ręką socjalistyczna) i współczesne, czyli takie jak u nas na nowych osiedlach. różnica jest także miedzy sląskiem a malopolska. na sląsku zauważaliśmy jednak wpływ niemiec znacznie natomiast małopolska wydawała się nieco obca, z raczej wschodnimi korzeniami.Drewniane domy nie występują na śląsku juz prawie wcale, za to osiedla szeregowców z lat 20-tych i 30-tych, jakie występują takze u nas. Także poziom industializacji jest na sląsku znacznie wyższy niż w rolniczej małopolsce. Gdyby porównać te dwie polskie prowincje z nowymi  województwami w niemczech to sląski i obszar wroclawia bylby porównywalny z Drezdnem i okolicą a malopolskę z Mecklemburgiem. Zaskakujące jest to ze przejscie nie jest płynne tylko wystepuje nagle podczas przejechania granicy województwa, co pozwala na spekulacje na temat różnych poglądów na interesy polityczno-regionalne. Im blizej niemieckiej granicy bylismy tym otoczenie stawało sie bardziej znajome.  Jest wieć prawdopodobnie tak ze Polska w bezpośrednim obszarze granicznym jest najbardziej rozwinieta. Tak jak w przypadku kiedy sasiad zagląda przez płot by popdatrzeć jakieś pomysły. W wielu przypadkach kiedy widac że Polska brala z nas przykład chca byc nawet lepsi od nas. I tak np dla terenów miejscowości mają dwa osobne znaki-jeden z nazwa miejscowości a drugi z oznaczeniem terenu zabudowanego. Prawie kazdy fotoradar zostaje uprzedzony odpowiednim znakiem. Po za tym wiele znakow jest wykonana w technologii LEDowej, nawet w "wioskowych" regionach, co wymaga pociagnięcia kabli do kazdego jednego znaku, bo nie widzialem przy zadnym z nich zalilania słonecznego. Także wożenie gaśnicy ze soba jest w mojej opinii, w porównaniu, z i tak juz wygórowanym wymaganiom StVZO (niemieckie prawo o ruchu drogowym), nieco przesadzone.
Około 15:30 przekroczylismy niemiecką granicę. NIecałe 2h poźniej bylem juz w domu - dobra...Bodo nieco później. Ale jak juz zdazyłem doczytać , także dobrze dotarl na miejsce.
Chciałbym jeszcze skorzystać z okazji i pogdziękowac naszym polskim kolegom za gościnność. Było zaszczytem, tak przyjacielsko i otwarcie traktowanym. Przez te 10 lat kiedy jeżdżę na zloty, było ich w tym czasie cos około 60-70, gościnność polaków była nieporownywalna z niczym innym. Mam nadzieję że bedzie dla nas przykladem podczas organizowania wlasnych zlotów. Przyjade w 2012 roku znowu jesli zostanie przy zapowiedzianym juz miejscu spotkania napewno znowu na Polskie spotkanie. I moge tylko radzic każdemu, kogo wzbudzilem zainteresowanie aby tez to uczynil. Polskie spotkanie bylo czymś naprawe bardzo szczególnym. Radośc z zycia, otwartość i przyjacielskośc Polakow po prostu zarażała. Jako niemiec jest się przez codzienny nacisk na pracę, przez bank czy tez podczas "walki o przetrwanie" prawdopodobnie zbyt spiętym.Na mnie ten sposób bycia po prostu zrobil wrażenie i sposób w jaki bylismy traktowani wystarczy dla mnie jako argument aby ponownie uczestniczyć w polskim zlocie. Zapraszam niniejszym wszystkich, aby razem ze mna w 2012 roku i mam nadzieje jeszcze wieksza delegacją MFF pojechali na spotkanie do Polski. Nie będziecie tego załować.
@Monsterbabe, Co13tl & Gigi
Czy u któregoś z was spełniła się nadzieja o odebraniu pucharu? Nie wynika nic takiego z Waszych postów
@Bodo
Zapomnij o zamówieniu wódki. Ten towar jest taki wypasiony ze nie przejdzie przez niemiecki zoll. Przemek i jego przyjaciele bedą mieli jeszcze klopoty przez to ze nielegalnie importuja paliwo rakietowe do Niemiec.

Tłumaczenie Daniel"Zichu"Sichma




Tak więc tutaj jest całość:) Trochę co prawda tego jest ale dało rady:) Od razu zaznaczam ze jest to wolne tlumaczenie a nie slowo w slowo dlatego jeżeli ktoś wrzuci oryginalny tekst do translatora może się nieco różnic od mojego. Po za tym pewnie sie pojawiły jakies literówki i błędy. Jesli ktos ma ochotę to prosze o korektę:) Zgadzam się na kopiowanie i zamieszczanie mojej "pracy" w różnych miejscach ale proszę o nieprzypisywanie jej sobie. Miło było by gdyby kopiujący ją osobnik podał stronę mojego bloga jako źródlo, za co z góry dziękuje:) Jesli ktoś jeszcze ma jakies pytania prośby itp to prosze pisać:) :)

wtorek, 7 lutego 2012

Uważaj na Vectry A, czyli kilka słów o mojej byłej

Nie, nie chodzi o była dziewczynę tylko były samochód-Carismę, dlatego byla. Więc jak juz pisałem znalazłem ja przypadkiem na popularnym serwisie ogłoszeniowym. Udało mi sie sprzedac mój poprzedni samochód. Była nim Skoda Felicia. Stary i może mało wyrafinowany ale za to wiernie służył mi przez prawie dwa lata. Jeździłem nim do austrii i zawsze dojechał. No ale wracając do Carismy.
Model Carisma GDI
Silnik 1834ccm
Kolor czerwony
Wyposażenie standardowe jak u japońców czyli min ABS el. szyby z przodu i el. szyberdach. Niestety nie miala klimy i to był główny powód dlaczego chcialem ja zamienić na cos innego. Z napraw jakie przeprowadzałem przez czas uzytkowania, czyli prawie 2 lata i prawie 75 000km, wymienialem silniczek krokowy, 4 amortyzatory, tarcze i klocki z przodu. Oczywiście nie musze wspominac o filtrach i oleju. Najniższe spalanie jakie mi sie udalo uzyskac na trasie to 4,8l(wg komputera), było to na trasie z Płocka do Łodzi. Najwyższe...to prawie 16 :D Jednak musze powiedziec że średnio spalalo około 7-7,5l. Przejeździłem z nia do austrii, nawet w zimie i nigdy mnie nie zawiodla. Zawsze odpalala za pierwszym razem. Wady? No tak jak mówilem brak klimy i falujące obroty.
Niestety z Carisma miałem mała kolizje a rzeczoznawca wycenił szkode całkowitą. Sytuacja miala miejsce jakieś 2 lata temu. Jechalem akurat do Austrii do pracy. Było po deszczu, świeciło już słońce ale nawierzchnia jezdni nadal była mokra. Jechała przede mną Vectra A. Jak się okazało bez świateł stopu. Nagle jakaś pijana babka wtargnęła na jęzdnię. Koleś zahamował ja już nie zdażyłem i uderzyłem... Wezwałem policję. Przyjechali. Facet z Vectry chciał sie dogadac polubownie. Policjanci odjechali a my zaczęliśmy spisywac zeznania. Nagle zjechali się znajomi tego kolesia i sie zaczeło-Dlaczego on ma byc winny jak Ty mu wjechałeś w dupe-mówili. Powiedziałem-Cóż policjanci jednoznacznie stwierdzili ze bez swiateł stopu jego samochód jest niesprawny do ruchu i dlatego to jego wina. Po jakichś 2h dyskutowania stwierdziłem że to bez sensu i wezwałem znowu policję. Wyjasniłem że sprawca najpierw chciał się godadać a teraz juz nie chce. Policjanci przyjechali i nie dość że wszystkim zebranym wytłumaczyli dlaczego właściciel Vectry jest winny, to koleś dostał 500zł mandatu i zatrzymali mu dowód rejestracyjny gdyz po oględzinach okazało sie ze miał przyciemnione nielegalnie tylne swiatła. Mimo tego ze miałem rozbity samochod mi policjanci nie zabrali dowodu:) Zajechałem do domu i wstawiłem samochod do garazu. Uszkodzenia? Przedni zderzak, przednie reflektory, pas przedni, złamana maska oraz lekko pogięta chłodnica, ale nie ciekła. Nic nie klepałem tylko wymienialem. Niestety brat polecił mi ch***wego blacharza. Nie dość że skasowal za naprawę i malowanie przodu(2x nadkole+maska+zderzak) 2700PLN(z tego na cześci 1100) to jeszcze nie dopasował koloru i bardzo rzucało się w oczy ze przód był malowany. Nie zrobił nawet zadnych przejść:/ No cóż, mam nauczke na przyszłośc i wiem ze tam juz samochodu nie postawię. Od tej kolizji jeździłem Carismą jeszcze około roku a pożniej zmieniłem ja na moje obecne auto-Galanta EA2W.

niedziela, 5 lutego 2012

A to wszystko przez LPG

Z założenia instalacja gazu ciekłego czyli LPG to moim zdaniem bardzo dobry wynalazek, który teraz w dobie drożejącej benzyny powraca, po kilku latach przerwy i ogromnym boomie, znowu do mody. Dzisiaj cena LPG to niemalże połowa ceny benzyny bezołowiowej 95-cio oktanowej. W płocku na statoilu dzisiaj ceny kształtuja sie na takim poziomie: LPG-2.92PLN; Pb95-5.57. Drogo? No tanio nie jest ale nawiązując do słynnego protestu sprzed tygodnia dodam tylko tyle ze od połowy grudnia do teraz, cena Pb95 na tej stacji wzrosła jedynie/aż o 5gr, słownie całe pięć groszy drożej. na całym baku w moim przypadku daje to doplatę w wysokości 3zł. "Moje" papierosy zdrożaly w tym czasie az o 80gr(tez z powodu akcyzy) i o to bym mógł iść sie kłócic i protestować...
Ale nie o tym chciałem napisac. Więc wracając do LPG. Jak juz mówiłem moim zdaniem to bardzo dobry wynalazek, który nie dość że pozwala oszczedzać ciężko zarobione pieniądze, ma jeszcze jeden bardzo ważny dla pewnych ludzi aspekt. Jaki? Cóż jak mam być szczery mi obojętny ale w czasach mody na ekologię-torby wielokrotnego uzytku, płatne jednorazówki które przez to, że sie za nie płaci, nie rozkładaja się w ziemi 4000 lat a jedynie 3987, czy samochodów hybrydowych, instalacje LPG swoimi spalinami mniej szkodza srodowisku. Wiadomo efekt cieplarniany, topnienie lodowców i ocieplenie klimatu, które naprawde jest bardzo odczuwalne na zewnątrz. Moim zdaniem to bzdura. Raz jest cieplej raz zimniej. Powie ktos że jest wiecej powodzi-tez bzdura. Pamiętam, kiedy bylem jeszcze małym chłopcem, że co roku zalewało pola między moją rodzinną wioskeczka a sąsiednia. Było tak do 1997 roku kiedy to u mnie była powódź tysiąclecia (link do filmu na YT). Od tego czasu ani razu tych pól nie zalało choc minelo od tego czasu juz prawie 15 lat. I nie, nie zostaly jakos wzmocnione wały czy cos. Po prostu nie było tego i już.

Ale znowu odbiegam od tematu. Jak juz pisałem dla mnie LPG to przede wszystkim oszczędność i to dosyc powazna. Wie o tym każdy kto jeździ na LPG. Ale cóż po tym ze się ma LPG które...się sypie? Pewnie sobie pomyslicie że to wina ch**owej instalacji. Otóż (chyba) nie bo mam STAGa 300, który jest uznawany raczej za porzadne LPG.

Właśnie od instalacji gazowej zaczęły się moje problemy z Galem. Byłem wtedy w holandii. Ale od poczatku...
Kupilem Gala w lipcu. Był to piatek. W sobote wracałem od razu do holandii. Wiec w polsce zalalem go do  pełna (LPG). Rrzed wjazdem na na autostradę A4 w strone Wrocławia tankowałem jeszcze raz, znowu do pelna i kolejny raz na granicy polsko niemieckiej. Średnie spalanie przy prędkościach rzędu 140-160 i właczonej klimie około 10-11l/100km. Po drodze tankowałem jeszcze 2 razy w niemczech. Razem do pokonania mialem prawie 1100km. Po dotarciu na miejsce miałem jeszcze pół zbiornika LPG. W holandii maja inne końcówki do LPG wiec musiałem kupic adapter który kosztował około 15e(około 60PLN). Tak wiem, sporo ale za to tankowałem LPG za 0,79e a nie bezołowiówke za 1,74e(to dopiero drogie paliwo co?:] ). Tak wiec kupiłem ja i tankowałem sobie to LPG(w holandii czy w niemczech mozna samemu napełniać butle, nie trzeba wołac obsługi). Kiedyś w wolny weekend postanowiliśmy ze znajomymi ze pojedziemy do Kolonii, mielismy około 180km w jedna stronę. W czasie powrotu do domu to się stalo...Liczniko-guzik B/G zasygnalizował, że skończył sie gaz a raczej ze jest już rezerwa. Do domu zostało nam wtedy około 25km wiec nie było problemu. Podjeżdżam na piewsza stację-czynna do 20 a była 20:03. No cóż, jedziemy na inną. Jest!-czynna. Zakładam adapterek i podłączam przewód LPG z dystrybutora. Wszystko idzie dobrze. Licznik na dystrybutorze nabija kolejne litry. Odwracam sie, pareze w strone samochodu i co widzę? Z końcówki LPG leci sobie dymek. Nie pod cisnieniem czy coś. Wyglądalo to tak jak bym mial pod samochodem wiaderko z ciekłym azotem. Pomyślałem że może nie dokreciłem wystarczająco adaptera i pewnie tam ucieka. 15l zalane, pomyslałem że wystarczy bo nie ma co tankowac niepotrzebnie na jednej z drozszych stacji w okolicy-byle bym miał jak jutro do pracy dojechac. Poszedłem zapłaciłem zapalam samochód...Piiiik, piiiik, piiiik, piiik...Co jest? przeciez 15l zalałem. Jeszcze raz podłączam adapter, dokręcam mocno, podłączam przewód z dystrybutora i włączam przepływ gazu. Wybija na 0,11l. Zbiornik pełny a guziko-wskażnik pipczy ze pusto. No nic. Zrobiło sie poźno jedziemy do domu. Zapłaciłem oczywiście i za te 0,11l...w przeliczeniu 60gr:) Nastepnego dnia do pracy na benzynie bo rano dalej sygnalizuje ze nie ma gazu. Po pracy na inna stację LPG. To samo-najpierw się dało zatankowac za 7e i dymek a pożniej wybijało w granicach 0.1-0.2l. Nie mialem wtedy dostepu do internetu a mój super smartfon nie ładował wszystkich stron. Na szczęście facebook działał. Napisałem na grupie MitsuManiakow o moim problemie. Może pływak sie zawiesił-stukałem po butli ale nadal nic. Trzeba było na benzynie jezdzić. Po jakims tygodniu czy dwóch jechałem do polski bo musiałem samochód przerejestrowac. Od razy zawitałem tez do gazownika i mówie mu jaki jest problem. Koles odkręca zawór w butli i prosto mu na twarz prysneło gazem-butla jest pełna. To wyjaśnialo dlaczego się nie dało nic nabic. podłączamy instalacje pod kompa. Werdykt? Wtryskiwacz padl. Koszt wymiany jednego-80zł albo całej listwy, która jest niby lepsza 300zl. Wymieniamy cała listwę. Wszystko działa i gra. Jak się okazało te 300zł to dopiero początek wydatków na ten "wyjatkowy" samochód. Następnego dnia tez były problemy ale już nie z gazem. o tym jednak napisze innym razem, dzisiaj chce sie skoncentrować na LPG.
Po tej naprawie byla sytuacja, kiedy po raz kolejny chwalilem instalacje LPG. Za co? Że mając samochód na LPG mozna go odpalic awaryjnie na gazie, kiedy np, tak jak u mnie to miało miejsce, padnie pompka paliwa, ale o tym tez innym razem:)
W ostatnie mroźne dni jednak znowu przeklinałem gaz ponieważ samochód szarpał, przymulał i brakowało mu mocy. Pewna osoba w grupie MM na fb poradziła wymiane filtórw i...chodzi juz normalnie:) Okazało sie że po za zapchanymi filtrami uszkodził się przewód od podciśnienia. Ale i to zostalo wymienione. Do tego regulacja LPG-koszt za wszystko 100PLN.
Kolejna nieprzyjemna sytuacja miala miejsce w tym tygodniu kiedy to po nocy samochod na nowym aku nie umial sie rozkrecic. Rozrusznik kręcil i kręcił ale nie umiał załapac. Co prawda zawsze poźniej odpalil ale co sie nakreciłem to głowa boli. I wtedy przeczytałem, znowu na grupie fb, żeby zagazowany samochód w zimie gasić na benzynie. Tak tez zrobiłem wczoraj i dzisiaj odpalił za pierwszym razem:) zgasiłem go na LPG i znowu nie chciał odpalic wieczorem. Jak juz odpalil to pochodził troche i zgasiłem go znowu na benzynie. Zobaczymy jak jutro rano będzie ale mysle że nie bedzie problemu.

Więc wychodzi na to że całe te problemy z odpalaniem...to wszystko przez LPG:)

sobota, 4 lutego 2012

3 diamenty ruszyły w drogę

Po przywiezieniu Carismy do domu musiałem niestety na 5 tygodni wyjechac do niemiec wiec nie zdażyłem się nim zbytnio nacieszyć. "Pilnowała" go wtedy moja (teraz już) byla dziewczyna. Była to zima wiec co kilka dni kazałem jej odpalac samochód bo nie wiedziałem w jakim stanie jest aku. Kiedy wracałem z niemiec na wyświetlaczu komputera pokladowego w naszym nissanie primastarze(bo takim wracałem z niemiec) widniala temperatura -23*C. Było to chyba 5 lutego. Zanim jeszcze wrzuciłem rzeczy do mieszkania odpaliłem samochód. Ruszył za pierwszym razem:)

Po jakims czasie moja uwage zwrócił fakt falowania obrotów. Moj kumpel z klasy który ma swój warsztat samochodowy, i który serwisował moje poprzednie samochody stwierdził ze to może byc wina silniczka krokowego. Samochód powędrował do warsztatu. Silniczek wymieniony ale nie na nowy a uzywany(koszt nowego 1800PLN)-pomogło, falowanie ustało. Pojawiło sie dopiero jakieś 2-3 miesiace później i wtedy znowu zacząłem czytac forum MM z którego się dowiedziałem że falowanie obrotów w GDI to raczej normalna sprawa i ze wielu uzytkowników tak ma, to samo dot. klekotu silnika.

Po za tą naprawą, przez 2 lata i ponad 75 000km nic, absolutnie nic nie padlo. Fakt wymieniać trzeba bylo olej i filtry. Po za tym wymieniłem amortyzatory i hamulce z przodu gdyż się zuzyły. 2 razy udało mi sie rozładowac akumulator(raz słuchałem za długo radia a raz zostawilem włączone światla). Mimo tego nie zrobiło to specjalnego wrażenia na samochodzie. Nadal wiernie służył. Przejeździł wiele razy trasy z Raiborza do Austrii, czy do Płocka a także kilka razy byl w holandii. Sprzedawałem go z bólem serca ale sytuacja, a konkretnie fakt ze spodziewałem sie dziecka, przemawiala za tym zeby kupic jakies kombi. I wtedy przyszedl czas na Galanta. Sprzedałem carismę  i tydzień później juz mialem Gala. Podczas sprzedazy byłem w holandii ale Carisme kupil polak, na dodatek z mojego rodzinnego miasta. Pojechałem busem do polski kupiłem Gala i nastepnego dnia wracalem do Holandii. Szkoda ze wtedy nie wiedzialem co sie poźniej stanie i jak bardzo zmienie zdanie na temat Mitsubishi...


piątek, 3 lutego 2012

Początki...

Na początku chciałem się przywitać z wszystkimi odwiedzającymi. Część z Was mnie pewnie kojarzy z Forum MM czy tez z grupy Mitsumaniaków na Facebooku.

Chcę tutaj opisywać moje "przygody" z moim bardzo wyjątkowym samochodem jakim jest Mitsubishi Galant EA2W (kombi z dwu-litrowym silnikiem) z zasilaniem LPG. Jest wyjątkowy, jak niektórzy wiedzą nie z powodu tego że jest w takim wyjątkowym stanie ale przez to że..trapi go mnóstwo problemów i usterek. Jest wyjątkowy do tego stopnia że wiele osób(nawet z grona MitsuManiaków) "rozkłada ręce" :) ale od początku...

Moja przygoda z firma mitsubishi zaczęła się po obejrzeniu kultowego dzisiaj już filmu Szybcy i Wścielki w którym to główny bohater na początku tego filmu wozi się właśnie Mitsubishi, a precyzując Eclipse 2G. Bylem wtedy w takim wieku ze spodobało mi sie to auto i pragnalem takie mieć. Ale niestety jako uczeń technikum nie mogłem sobie pozwolic na taki samochód gdyz wtedy kosztowały one około 20-25 tyś zł. były co prawda i egzemplarze za 12-13 tysi ale i to było dla mnie nie osiagalne. Zapisałem się wtedy do forum MitsuManiaków i czytałem mnóstwo tematów o tym samochodzie. kiedy już wiedzialem prawie wszystko kupilem wreszcie samochód. Nie była to Eclipsa, ba nawet nie Mitsubishi ale stara Skode Favorit:) Staruszek byl z 91 roku ale nigdy mnie nie zawiódł. co prawda wszystko w nim stukało ale za to wszystko mozna bylo w nim samemu naprawić gdyż konstrukcja pamietała jeszcze czasy Noego i wielkiego potopu (Noe to ten pan ze zwierzętami na łódce;) . po za tym silniczek 1.3 byl na tyle mały ze pod maska było tyle miejsca ze naprawde nie bylo problemu z dostepem do czegokolwiek. Po skodzie przyszedł czas na zmianę. Skończyłem szkołe i poszedłem do pracy. Zarobiłem troszkę i kupiłem sobie duga skodę, tym razem Felicię z 96r. Szału nie było ale w porównaniu z Favoritka to było jak porównanie Fiata 125p z Mercedesem. Technicznie tak samo-ogrom miejsca i technologia z czasów chrztu polski i Mieszka(tego z 10-cio złotówki). Jakieś 3 lata temu przełom-Sprzedałem Felicię i szukalem czegos innego. Nawet nie myślałem o Mitsubishi bo dalej w pamieci miałem te strasznie wysokie ceny sprzed kilku lat. Pewnego dnia oglądałem nawet Daewoo Leganzę-wypasiona co prawda ale technicznie i wizualnie zlom(choc na zdjęciach prezentowała się dobrze). tego samego dnia szukalem nadal i tu-obiawienie. 40km odemnie stoi Carisma z niemiec. Szybkie wejście na google i sprawdzanie czy warto sie takim autkiem zainteresować, opinie kierowców i testy redakcyne. Ok wynika ze warto. Telefon do ojca i jedziemy. Na miejscu stoi, czerwone mitsubishi carisma GDI, co prawda nosi ślady uzytkowania ale za taka cene nie kupię niczego lepszego. Krótka jazda próbna, mała negocjacja i jest. Mam Mitsubishi. Od tej chwili własciwie zaczyna sie moja historia z mitsubishi, już nie jako wzdychający do tej marki pasjonat ale jako właściciel kierownicy, ze znaczkiem 3 diamentów, obudowanej cała resztą, produkowanej w Holandii, Carismy. Samochód nie byl zarejestrowany w polsce a tablice czasowe dawno straciły ważność wiec własciciel komisu zaklada mi jakieś stare niemieckie tablice, na moja odpowiedzialność i już moge wyjeżdżać. Cieszylem sie jak dziecko, prawie plakałem ze szcześcia:) podjazd na stacje benzynowa, tankowanie do pełna i do domu...